Zaloguj się | Zarejestruj się
 

Świat według karpia. Wójcza pod Pacanowem

W stawach magazynowych województwa świętokrzyskiego od kilku miesięcy śpi pod lodową krą ryba, która trafi na polski stół. Karp jest odłowiony, przebrany, gotowy. Tylko spuścić wodę, nadstawić sieci, przerzucić tony najlepszego białka z lodowatej wody do cystern hurtowników.

Sezon to tylko kilka grudniowych dni przed samymi świętami Bożego Narodzenia. Żniwa dla rybaków. Przez jedenaście miesięcy ludzie sporadycznie rzucają rybę na patelnię. Jednak na święta w każdym polskim domu obowiązkowo musi pojawić się na stole karp. Obojętnie smażony, faszerowany czy w galarecie.

Przyjęło się, że święta bez karpia są ubogie, niepełne. Z tego względu sprzedana w zimie ryba decyduje o całorocznym wyniku ekonomicznym rybaków. Niestety, od tradycji zaczynamy odchodzić, karp przestaje być modny. W Polsce konsumujemy tylko 20 tysięcy ton tej ryby. Śmiech człowieka ogarnia na samą myśl, że tyle ludzi zajada tak mało tej smakowitej ryby prosto ze stawu.

Ryba za Piastów

Pierwsze stawy hodowlane w Polsce założyli mnisi, którzy w średniowieczu przywędrowali nad Wisłę i Pilicę z klasztorów w Cluny, Bambergu, Clarivoux, Monte Cassino - cystersi i benedyktyni. Przy wprowadzonych wraz z chrześcijaństwem postach, ryby z sadzawek stały się podstawowym pożywieniem.

Za Piastów nie tylko plebs żywił się rozwożonymi w beczkach solonymi śledziami. Klemens Małopolanin, zakładając w XIII wieku w Jędrzejowie, istniejący do dzisiaj klasztor cystersów zażądał, by handlarze z każdej beczki jednego śledzia przeznaczali na jego stół. Jednak na świeżą rybę pozwolić sobie mogli tylko możni.

Karp przegrywa ze śledziem

W każdej osadzie, wiosce, mieście była przynajmniej jedna sadzawka albo staw, w których pluskały ryby. Sam Długosz w kronikach wymienia gatunki jakie można było złowić więcierzem lub włokiem. Hodowano mrosty, jesiotry, łososie, bugle, szczupaki, węgorze, karasie, lipienie i oczywiście karpie. Polaków było wówczas znacznie mniej niż dzisiaj, a rybę pod każdą postacią podawano praktycznie na każdy posiłek. Teraz ryb spożywamy zdecydowanie mniej niż przed wiekami.

Karpie w gospodarstwie rybackim Wójcza pod Pacanowem

Karp przegrywa ze śledziem z powodu kobit. Człowiek przyniesie karpika do domu i zaprosi kolegę. Jak nic cała ryba pójdzie pod pół litra. Pod śledzia pije się najwyżej setkę wódki.

Kobity liczą teraz każdy grosz. Wychodzi na to, że karp to dycha plus co najmniej dwa razy tyle na gorzałkę. Nie opłaca się, bo śledź zamknie się w pięciu złotych. A jak kobita kupi filet z morszczuka albo dorsza to ma obiad dla całej rodziny. Dlatego karp jest niepopularny w społeczeństwie.

W stawach musi być ruch

Gospodarstwo "Wójcza" pod Pacanowem to ponad 400 hektarów lustra. Kanał Strumień, dopływ Wisły, jednego roku niesie wysoki rezerwuar, następnego za to cieknie jak krew z nosa. Jednak wody w "Jerzym", "Stanisławie", "Kogucie", "Janie", "Wojewodzie" czy "Dwójce" nigdy nie zabrakło. To konieczne, by wszystkie etapy hodowli przebiegły w zgodzie z metodą opracowaną kiedyś przez uczonego profesora Dubisza.

W stawach ciągle musi przecież być ruch, ryba wędruje z jednej sadzawki do drugiej. Zanim karp zacznie dymić na świątecznym talerzu, trzeba rybę utuczyć pod polski smak i gust. Półtora kilogramowego, najsmaczniejszego karpia hoduje się prawie trzy sezony!

Karp to nie indyk

Obyczaj jest, przyzwyczajenie do ryby na świątecznym stole ratuje hodowlę. Nie ma niestety takiej tradycji jak w Stanach, że na święto dziękczynienia trzeba koniecznie przyprawić rumianego indyka. Ludzie kupują tańsze od karpia ryby morskie, przyrządzają bożonarodzeniowe potrawy z filetów.

A przecież karp w hurcie nie jest aż taki drogi, kilo ryby w tym roku powinno kosztować pięć, może sześć złotych. Na ile królewskie jadło zostanie wycenione w detalu? Diabli wiedzą.

Wylęg

Okres tarła zaczyna się co roku w maju. Ikrzyca potrafi złożyć od 100 do 200 tysięcy jaj. Wylęgnie się z tego 50, może 100 tysięcy małych jak łebek od szpilki karpi. W dziesięć dni po tarlisku przychodzi pora pierwszego odłowu. Szczelną gazą młyńską rybacy wyławiają z wody wylęg.

W szklance do herbaty mieści się z osiem tysięcy karpi. Mniejsze od mrówki faraona. A wszystko żyje i pływa. Ruch taki, że aż woda kipi. Małe karpie trzeba teraz delikatnie przenieść do stawu przesadkowego.

Tam ryba rośnie, żeruje i nabiera ciała. Po sześciu tygodniach woda jest opuszczana, delikatnie drobną siatką wyławiane są dwu, najwyżej trzy gramowe rybki. To lipcówki, które trafią teraz do bogatych w plankton stawów narybkowych.

W gospodarstwie "Wójcza" co roku pływa co najmniej dwa miliony lipcówek. Jesienią przyjdzie pora na kolejny, trzeci już odłów. Do stawów narybkowych przeniesione zostaną mniej więcej 50 gramowe ryby.

Cztery pory roku

Rybak nad wodą żyje, jak chłop przy roli. Przyjdzie mróz, staw pokryje lodowa kra i ryba drzemie w zimochowach. Te stawy muszą być odpowiednio głębokie. Pod lodem płynie woda przepływowa, która dostarcza tlen. Karp śpi i rośnie.

Karpie w gospodarstwie rybackim Wójcza pod Pacanowem


Wiosną znów nie ma spokoju, bo przychodzi czas na odłowy do kolejnej obsady. Na hektar wody trafi teraz kilka tysięcy kroczka. Jesienią ćwierćkilogramowa ryba zostanie znów przeniesiona do stawów zimowych.

I to jest już cała filozofia hodowli. Nie ma prawa zdarzyć się żadna niespodzianka, wszystko jest pod ścisłą kontrolą. Mutantów, okazów jak do księgi rekordów w naszych stawach nie spotyka się. Pilnujemy terminów, przyjdzie pora karpie przenoszone są ze stawu w staw. Pozornie cały cykl jest monotonny, ale przecież to jest życie.

Ryby głosu nie mają

Z lustra wody rybak czyta jak uczeń z książki. Kolor, zmętnienie wody, gromadzenie się ryby przy brzegu to podstawowe informacje. Ryby, jak wiadomo głosu nie mają, ale do rybaka mówią co się dzieje.

Z grobli doskonale widać jaka jest sytuacja pod wodą. Tuczona paszą, specjalnie dobranymi mieszankami z ziarnem pszenicy, jęczmienia, kukurydzą i otrębami ryba przeczeka kolejną zimę. Wiosną po hektarze wody będzie pływać tysiąc dorodnych, półtorakilogramowych sztuk. Jeszcze tylko kilka miesięcy i przyjdzie wigilia. Co z tego, że handel zacznie kusić egzotycznymi rybami, na karpia zawsze znajdzie się amator.

Nie ma smaczniejszej i bardziej polskiej ryby. Karpia można gotować, smażyć, wędzić. Podać na stół faszerowanego grzybami, ziołami. Ostatecznie zjeść w galarecie.

Rybak czujnie dogląda zimowych magazynów. Siekierą rąbie w lodzie doprowadzające tlen przeręble. W kanale przepływowym podpacanowskich stawów pluszczą się leniwe królewskie karpie. Trafią na śląskie, warszawskie, krakowskie, kieleckie stoły...

Autor: Ryszard Biskup

Skomentuj

Opcja tylko dla zalogowanych

 
Komentarze:
O ile wiem - kielecki karp w tamte strony nie trafia. Ale jak tu się pojawisz wiosną, jak się odgrażasz, to Ci takiego gościa zaserwujemy. Aby udowodnić determinującą dominę słodkiej nad morską ryby:-)

Autor: Ryszard Biskup  & nbsp;Dodano: 2010-12-27  12:58:03
Pomorskich stołów nie wymieniłeś... i słusznie, tu króluje pomuchel ;)

Autor: Joanna Siegel  & nbsp;Dodano: 2010-12-26  16:43:18
Dzięki za miłe słowa :-). Staram się :-). Tam miejscowość gdzie zarzucałeś wędkę nazywa się Chroberz i należała kiedyś do Wielopolskich. Ciekawa wioska i plenery są tam takie, że hohoho. Może się kiedyś tam zderzymy ze sobą ? O ile wcześniej nie dojdzie do kontaktu w zupełnie innym czasie i miejscu :-).

Autor: Ryszard Biskup  & nbsp;Dodano: 2010-12-25  19:12:59
z wielka przyjemnoscia czytam wszystki artykuły ale ten jest zaskakujacy co prawada uprawialem wedkarstwo nawet musze sie pochwalic ze łapałem na Nidzie kolo mostu w Chrobierzy a tu zaskoczenie ze jest tyle roboty przy tym karpiku . pozdrawiam i czekam na nastepny artykuł

Autor: Artur Bilinski  & nbsp;Dodano: 2010-12-24  14:32:35
Oki, oki oki :-). Zaznaczę zdecydowanie,że to jednak nie sprostrowanie, ale godna odnotowania uwaga. Primo. U mnie dzisiaj karpia nie ma, bo nikt w całym domu ryby życia nie pozbawi:-). Secundo. U chłopaków ze stawów w Śladkowie, Nagłowicach, Wójczy bryndza - bo na karpia chętnych co kot napłakał. Wisona była do kitu, lato było jakie było, jesień tak samo i ryba się leniła, w tłuszcz jak należy nbie obrosła. To cena gościa odłowionego musiała być z konieczności wywidowana na tyle, żeby się opłacało chycić, zapakować w sadzyk, dostarczyć kupcom. Tertio ! Polski kupiec pokazuje rybakowi z rozkoszą gdzie się pingwinowi zgina dziób, bo ma już skośnoką rybę wypasioną i tańszą o parę złotych!!! Samiśmy chcieli ,proszę pana cywilizacji marketów i liberalizmu ekonomicznego. Wesołych świąt !!!!

Autor: Ryszard Biskup  & nbsp;Dodano: 2010-12-24  13:22:20
Ryszardzie, świetny artykuł, tylko pozwolę sobie na małe sprostowanie:) My nie odchodzimy od tradycji jedzenia karpia, nadal tradycja jest i wcale ma się dobrze, ale niestety i nad tym boleję, że odchodzimy od tradycji zakupu naszej rodzimej ryby. Na naszym rynku pojawił się karp sprowadzany z wielu krajów. Duża ilość karpia jest sprowadzana z Czech, Ukrainy i ostatnio słyszałem od znajomego hodowcy, że nawet z Chin:)

Autor: JureK  & nbsp;Dodano: 2010-12-24  12:53:58

Teraz zwiedzasz

więcejKrainy i miejscowości

Dolina Biebrzy

Dolina Biebrzy to jeden z najdzikszych zakątków naszego kraju. Największy bagienny obszar Europy Środkowo-Wschodniej. Inny świat 180 km od Warszawy. Łosie, jelenie, rysie, wilki, jenoty, bobry,...

Pozostałe krainy i miejscowości