Zaloguj się | Zarejestruj się
 

Góry Świętokrzyskie. Dwanaście śmierci króla Heroda

Już drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia żaden kawaler w Ciekotach  spokojnie nie usiedzi. Nieżonaci jak poparzeni latają po całej wiosce. Od jednej chałupy do drugiej, od kumpla do kumpla. Namawiają się, kiedy kompania się zbiera i w którą stronę najpierw uderzy: na Bęczków, Scholasterię, Wilków czy może Brzezinki.

Wyciągają z poukrywanych w stodołach skrzyń stroje, czyszczą niegdysiejsze plamy, pucują rekwizyty. I kiedy Artur Kmieć skrzyknie wszystkich na pierwsze próbowanie w remizie stawią się całym ośmioosobowym kompletem. Anioł, Diabeł, Śmierć, Żyd, Turek, Ułan, Marszałek i - jakżeby inaczej - król Herod, czyli Durlik Roman.

Kmieć, ale nie Tomek, tylko Marek. Zdzichu Kmieć sprawdzi listę i odhaczy zapisane na kartce papieru nazwisko i rolę. Siudak, Durlik, Papież, Stępień, Kowalski, Kmieć, Kmieć i jeszcze jeden Kmieć.  Nazwiska te same, ale to nie rodzina. Kmieci w Ciekotach mieszka jak naprał. Kamieniem rzucisz na ślepo to zawsze jakiegoś Kmiecia trafisz. Nie ma mowy, żeby było inaczej!

Diabeł, czyli Papież

Diabłem jest Papież. Dokładnie Józek Papież spod lasa, z  samego końca wioski. Ma taki wygląd, że jakby tylko chciał, nawet bez maski mógłby swoją rolę odgrywać. Ale Józek, który z herodami chodzi od zawsze, sam sobie wyrychtował taki strój, że żal byłoby się ludziom jako maszkara w tych łachach nie pokazać. Cały na czarno, z maską na twarzy taką, że kiedyś jedna kobita w Masłowie to jak go w drzwiach zobaczyła to tylko się zdążyła przeżegnać i zaraz fiknęła kozła. Normalnie, ze strachu zemdlała. Z przedstawienia wtedy nici i zarobku nie było, ale pożytek chociaż teraz z tego taki, że nikt nie powie w okolicy, że piekła nie ma. No i Józek teraz się po ciemku do chałupy nie pcha, tylko czeka spokojnie na dworze aż się akcja rozwinie. Ludzie siedzą na podłodze z rozdziawionymi z podziwu gębami, to on wskoczy z okrutnym wrzaskiem do izby. Jak jest pomieszczenie oświetlone jak należy to najwyżej dzieci zapiszczą, ale przerazić się nikt już nie przestraszy.

Józek Papież ma do zadka przytroczony ogon z powrósła. Nasmarowany różnymi brudzącymi świństwami, smołą, lepikiem, z powbijanymi szpilkami. Jakby tak jakiemu małolatowi strzeliło do głowy chwycić diabła za ogon, to zaraz z krzykiem odskoczy a ręce ma nie tylko uwalane, ale i pokłute jak trzeba.

Dziecięce herody z Mąchocic

 Dziecięce Herody z Mąchocic Kapitulnych

Józek zakłada też prawdziwą, ufarbowaną na czarno baranią skórę. Właściwie należałoby powiedzieć, że się wbija, bo skóra była szyta na chłopa dobre dwadzieścia lat temu i od tamtych czasów człowiek, co tu ukrywać trochę przybył w sobie i już taki jak dawniej nie jest. Tyle tylko, że w tej skórze jest zawsze ciepło jak w uchu, to i Józek Papież nie narzeka, godzi się dobrowolnie na te piekielne niedogodności, byleby tylko w kompanii zostać i swoja rolę odgrywać. 

O tym, jak Śmierć Heroda kosą ubijała

Za Heroda robi w Ciekotach Romek Durlik, a to dlatego, że jest w całej wsi najgrubszym kawalerem. Wiadomo, że król powinien być taki tłusty jak w książce, byle kto się do tej roli nie nadaje.

Co innego taka Śmierć, to musi być szkielet, człowiek na wiór wyschnięty. Było tak przez dobrych parę sezonów, że chodzili bez kostuchy, bo nikt akurat im do tej figury nie pasował. O mało co nie zerwali widowisk, bo Śmierć w kolędnikach jest piekielnie ważna. Na samym końcu przedstawienia pojawia się przecież w izbie z kosą i ciach! Króla Heroda w łeb, wrzeszcząc przy tym w niebogłosy: "królu, królu za twe zbytki, chodź do piekła, boś ty brzydki...".

Bez śmierci herody mogłyby być nie ważne, ale Tomek Lato, dyrektor szkoły podstawowej w Mąchocicach,  wymyślił na szczęście, że monarchę może porwać do piekła diabeł. Józek Papież nie miał wyjścia, zgodził się i wszystko odbywało się jak należy. A jak do wieku dorósł Władek Stępięń to się mu gębę kredą wysmarowało, wcisnęło w białe prześcieradło i kościotrup hula jak się patrzy.

Romek Durlik prycha tylko, że czasem ta śmierć za dużo łyknie i traci wtedy czucie w palcach. Jak walnie wtedy kosą w kark, to Herod nie raz, nie dwa gwiazdy na niebie ogląda. Dobrze, że kosa jest ze sklejki, a nie z żelaza, to człowiekowi karku nie złamie.

Śmieją się zaraz opowiadając jak to kiedyś Śmierć się pobiła z Herodem u Kozów w Scholasterii. Dym się taki zrobił, że o mało co pół domu nie zdemolowali tak się wszyscy tłukli: Żyd z Aniołem, Ułan z Turkiem, Herod ze Śmiercią. Dobrze, że ich w końcu domownicy porozdzielali, bo by się pewnie pozabijali w tej młócce. Potem, oczywiście, szkody wypłacili co do grosza, a Stachu Koza wyrozumiale przyjął przeprosiny i zrozumiał, że chłopaki z kolędników nie do końca byli świadomi tego co robią. Ze zmęczenia, bo do domu Stanisława trafili jako do dwunastego z kolei. Durlik w tym dniu już tuzin razy musiał umierać, a jak go palnęło w beret, ten kolejny raz (za mocno), to i  nerwy mu  mogły puścić.

O dziwnym roli poplątaniu

Zresztą to nie jedyna kompromitująca wpadka w kompanii z Ciekot. Kiedyś zagadali się za bardzo w Bęczkowie i całe przedstawienie posypało się jak rozpruty sweter.

Jak było? Fatalnie szło od samego początku. Na Borkach, zaraz za skłonem Radostowej poszczuli ich psem i do domu nie wpuścili, na Komornikach zagrali tylko w dwóch miejscach.

Jak zeszli niżej, w stronę Leszczyn inny świat! Już przed bramką na nich z plackiem i kieliszkiem czekali. Wtedy jest zaraz zmiana planu i grają przedstawienie naraz w kilku rożnych miejscach: u Basy ułan jedzie z łąk i krew mu ciecze z rąk, u Pindrala rabin objaśnia jakie wielkie moce posiada i co to tam kupił na targu w Bodzentynie. Za to w trzecim domu, już u Michcików, Herod właśnie udaje się do piekła, czyli ucieka przez sień do Basy, ułan w tym czasie melduje się Pindralom, Michciki za to słuchają, co do powiedzenia ma Żyd.

Wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku. A wtedy tak się w te swoje role wczuli, tak się zagrali, że wszystko się im pomotało. I na tronie zamiast Heroda siedział Turek, Diabeł mówił tekst Ułana, a dzielny wojak wczuł się w rolę starozakonnego. Wstyd był później na parę lat, bo z tego nieporozumienia cały Bęczków śmiał się do rozpuku. To i przestali w te stronę chodzić z herodami, uspokoiło się i teraz nie ma mowy, żeby ich po kolędzie nie przyjęli, nie ugościli i za przedstawienie nie zapłacili.

O Aniele, co to jest figurą!

Tu dochodzimy do najważniejszej w całej grupie roli, czyli Anioła. Jakie tam Herod, Śmierć, Ułan albo Żyd ma znaczenie! Anioł to jest pierwsza figura, bo trzyma kasę i potem sprawiedliwie dzieli pieniądze jakie za występy dostają.

Teraz chodzi po wioskach Marzena Kmieć, bo to dziewczyna uczciwa, grosza nie oszwabi, skrupulatnie wszystko policzy, wypłaci dokładnie ile się komu należy.

Marzena pierwsza idzie od domu do domu, grzecznie stuka do drzwi, skromnie zapytuje czy domownicy przyjmą po kolędzie? Czy nie mają czego naprzeciwko? I jak tu boskiej osobie odmówić? Jakże to wrota przed niebiańskim posłańcem głucho zatrzasnąć? Pierwsze wejście jest bardzo ważne, ludzie nastawią się życzliwie, to potem wszystko idzie jak z płatka.

Szkarłaty i bławaty

W każdym amatorskim zespole jest tak, że zaczynają granie od przedstawienia u siebie, między sąsiadami. Z herodami inaczej - debiut zawsze musi się odbyć u sasiądów, za miedzą. Chodzi o to, żeby obcy zobaczyli czego się kolędnicy nauczyli, jakie mają przygotowanie. Dlatego po zmroku brną w kopnym śniegu tam gdzie ich Durlik poprowadzi.

Tercet, a nawet kwartet artystyczny kompanii herodowej

Tercet, a nawet kwartet artystyczny kompanii herodowej


Najgorzej ma Diabeł i Rabin, bo w workach dźwigają stroje i rekwizyty. Tyle tylko, że w Dolinie Wilkowskiej z wioski do wioski nie jest daleko i można wytrzymać. Z cywilnych ciuchów wyskakują przy pierwszym domu, do którego ich Marzena zaprasza, swoje ubrania wieszają w sieni i od tej pory nie ma już Artura, Grześka, Józka, Romka czy Zdzicha tylko są artyści przybrani w purpurę i złoto, szkarłaty i bławaty...

O teatrze prawdziwym, nie takim jak w telewizorze

W Górach Świętokrzyskich tradycja kolędowania nigdy nie umarła, a autentyczne kompanie, takie jak ta z Ciekot, zaraz po świętach krążą po wioskach z tym samym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie przedstawieniem o okrutnym dzieciobójcy, który na końcu przedstawienia żałośnie wzdycha:  "... ach, ach głupi mój rozum i głupia była moja ambicja, że zabiła mi dzieciątko herodowa policja...".  

Nieszczęsnemu władcy spieszy zaraz na pomoc wojsko z turkiem i ułanem, który się zresztą melduje po wojskowemu: "cześć, czołem, szacunek, zjawiam się natychmiast królu złoty na poratunek! Nie bój się śmierci, nie obawiaj czego złego, bo ja na baczność stojem u boku twojego!"

Błyszczą miecze, sypią skry, dzieci piszczą, panny mdleją. Na chwilę, na moment, w domu jest teatr prawdziwy, a nie taki jak w telewizorze. Wszystko trwa aż do momentu, gdy okrutny władca musi się zerwać z krzesła, zmykać do następnego punktu odgrywać znów przed domownikami swoje haniebne czyny i niegodziwą śmierć.

Herody idom, idom herody ze swoim królem i majom brody!

Schodzą się w remizie, przypominają rozpisane na głosy role. Próbują ustawienia postaci, ćwiczą głosy. Po zmroku wyjdą na drogę, ustawią się na całą szerokość i dawaj przed siebie, gdzie oczy poniosą. Na granie, na kolędę, na herody.  Z przodu Marzena, Herod, Diabeł, Żyd.

Idą tak i krzyczą na całe gardło w świętokrzyską noc: "Herody idom, idom herody ze swoim królem i majom brody! Idom do ludzi i tak śpiewajom: wpuśta ich do dom,  bo się tułajom!!!"

 

Autor: Ryszard Biskup

Skomentuj

Opcja tylko dla zalogowanych

 

Teraz zwiedzasz

Ostatnie komentarze

 
Dziękuje
Kamil Maszewski
2024-02-21 10:19:14
Wspaniały widok!
Krzysztof T.
2024-02-06 17:26:36
piękne
Henryk Piernikarczyk
2024-01-20 21:35:47
Sielski widok - klasyczny polski dworek.
Krzysztof T.
2024-01-10 10:50:24
zobacz wszystkie komentarze

więcejKrainy i miejscowości

Dolina Biebrzy

Dolina Biebrzy to jeden z najdzikszych zakątków naszego kraju. Największy bagienny obszar Europy Środkowo-Wschodniej. Inny świat 180 km od Warszawy. Łosie, jelenie, rysie, wilki, jenoty, bobry,...

Pozostałe krainy i miejscowości